11.09.2013

"Rzuciłem palenie i kościół też. Do pierwszego czasem wracam, do drugiego - nie..."

     MĘŻCZYZNO!
     Ostrzegam, że ten post będzie babską fanaberią, więc nie miej pretensji do autorki po przeczytaniu...
     Do rzeczy.


     Zrobiłam dzisiaj nadzwyczaj odważny krok (jak na kobietę konkretną ponoć) i odważyłam się zrobić (dosłownie) krok naprzód. Wlazłam na to tałatajstwo, brudne i zamechacone. Dużej tragedii nie było, ponieważ ostatnio komputer zżera mi życie - dniem, nocą, we śnie, ale taka praca. Cóż począć. Policzyłam (, a przyznam, że to robić potrafię) i wyszło mi, że mam kilku rzeczy za dużo. Z reguły marudzimy, że mamy za mało pieniędzy, wrażeń lub spotkań z ukochaną ptaszyną, ale jeszcze nie spotkałam osoby, która twierdziłaby, że wagowo jej coś brakuje. Bigoreksja, anoreksja i bulimia są mi obce, a to dlatego, że uwielbiam mięso!

     Mięso mięsem i prawidłowa czynność ważenia swoimi drogami gdzieś niech sobie idą. I w tym owym gdzieś trzeba postawić jakieś postanowienia. Kiedyś to był magiczny kilogram mniej, później dwa i fruwałam nad ziemią mając 76 kg. To był wyczyn! Przyznam, że talia delikatnie się zarysowała te kilka lat temu, poczułam zainteresowanie płci przeciwnej i zdrowie psychiczne. Co to były za czasy! A nie, nie chcę do nich wracać... Szkoła ogranicza, ale to innym razem rozwinę.
     Aktualnie (przyznam się...) mam 73 kg (biegam regularnie od maja, chociaż początki nazwać można szurpotaniem, pchaniem głazu bądź zmuszaniem słonia indyjskiego do galopu) i 165 cm wzrostu bez szpilek, a więc należałoby się pozbyć aż 8 kg. Trochę za dużo, noga nie jest tak szczupła jak być powinna, aczkolwiek moja piękna, cudowna, ociekająca zajebistością kolekcja butów im pomaga. Nigdzie mi się nie wylewa, nie trzęsie - chyba, że cycki, ale to wskazane, prawda? Reasumując - ciała jest za dużo. Nie posiadając pamiętniczka i nie pisząc im o dupie Maryni składam sama sobie obietnicę, że coś z kostkami margaryny, którą dźwigam począć muszę. Zobaczymy jak wyjdzie w praniu, bo bywa różnie... Sama za siebie kciuki u stóp trzymam i działać się postaram, i będę! Nie planuję wykonać planu w 10 dni - mam świadomość, że niektóre zadania są długoterminowe, jak np. przygotowanie obrony swojego rocznego dorobku, który wniesie coś do nauki (, a to już mam za sobą). Można? Można! Kilka lat temu było - 24 kg, to teraz będę się ujędrniać.
     I w końcu tę obietnicę złożyłam. :)

     Ogłaszam koniec oficjalnego marudzenia, pojawiać będą się tylko małe wstawki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz